Tłumaczenia w kontekście hasła "Udało mu się to" z polskiego na angielski od Reverso Context: mu się to udało Tłumaczenie Context Korektor Synonimy Koniugacja Koniugacja Documents Słownik Collaborative Dictionary Gramatyka Expressio Reverso Corporate
fot. Adobe Stock Weszłam do mieszkania i bezszelestnie zamknęłam za sobą drzwi. A tak przynajmniej mi się zdawało... – Mamo, to ty? – usłyszałam głos dobiegający z pokoju Bartka. Za chwileczkę syn pojawił się w korytarzu. Pomógł mi się rozebrać i poszedł do kuchni zrobić herbatę. – Sam jesteś? – spytałam. – Nie, jest u mnie Karolina. Siedzi przy komputerze. Podziękowałam mu za rozgrzewający napój i poleciłam wrócić do pokoju. Karolina to dziewczyna mojego syna. Tworzą parę już od 2 lat. „Dobrze, że chociaż jemu się udało” – dopadła mnie pełna goryczy refleksja. I naszły mnie wspomnienia... Krzysztof był moją studencką miłością Poznaliśmy się podczas egzaminów na medycynę. Od początku roku akademickiego tworzyliśmy parę. Wydawało mi się, że trafiłam na wzorową, książkową miłość. Czar prysł już w połowie semestru. Wtedy okazało się, że jestem w ciąży. Krzysztof stchórzył przed odpowiedzialnością. Początkowo namawiał mnie na usunięcie ciąży, a w końcu po prostu czmychnął. Przeniósł się ze studiami do innego miasta. I tyle go widziałam. Ja swoje studia zakończyłam po pierwszym roku. Potem rzuciłam się w pieluchy i do walki o to, by jakoś związać koniec z końcem. Mama, która sama mnie wychowywała, zmarła, zanim Bartek poszedł do przedszkola. Zostawiła mi mieszkanie. Ale na jego utrzymanie musiałam zarobić. Próbowałam łapać się najróżniejszych zajęć, jednak na prostą zaczęłam wychodzić w momencie pójścia synka do szkoły. Przez kolejne lata byłam barmanką, przedstawicielem handlowym, sprzedawcą w kwiaciarni, projektantką ulotek reklamowych. W końcu znajomy zaproponował, abym zatrudniła się w jego szkole nauki jazdy. Prawo jazdy posiadałam już wiele lat, nie miałam odnotowanego żadnego mandatu ani kolizji. Nie była to łatwa praca, instruktor musi być cały czas skoncentrowany i uważny. Z drugiej strony, przynosiła mi niemałe pieniądze. Bartek był już na studiach, więc koszt naszego życia również się zwiększył. Syn wyrósł na prawdziwego mężczyznę. Często zaskakiwał mnie swoimi pomysłami na życie i spojrzeniem na świat. Oczywiście, w pozytywnym znaczeniu tego słowa. Nie to, co jego – pożal się Boże – ojciec. Po Krzysztofie nie związałam się już z nikim. Nie chciałam drugi raz przechodzić zawodu. Moje smutne rozmyślania przerwał sygnał telefonu. Dzwonił mój szef. – Arletko, jutro musisz być godzinę dłużej w pracy. Pan Karol po raz kolejny nie zdał egzaminu i wziął dodatkowe godziny jazdy. Twierdzi, że z tobą najlepiej mu się jeździ. Będziesz czekała na niego o 18 na placu? Zgodziłam się. Pana Karola poznałam rok temu. Był niewiele starszy ode mnie. Zapisał się na kurs prawa jazdy w naszej szkole i został przydzielony do mnie. Teorię opanował błyskawicznie. Z praktyczną jazdą samochodem także nie miał problemów. Właściwie nie mogłam zrozumieć, dlaczego za piątym już razem nie udało mu się zdać egzaminu. Po każdym oblanym, wykupywał dodatkowo parę godzin jazdy. Zawsze był przydzielany do mnie – tak sobie życzył. Twierdził, że najlepiej tłumaczę zawiłości jazdy. Pan Karol był niezwykle sympatycznym człowiekiem, bardzo życzliwym ludziom. Uczył historii w podstawówce i z tego, co wiem, do tej pory nie był żonaty. Spotkałam się z nim następnego dnia na placu manewrowym. Zrobiliśmy podstawowy przejazd przez plac, wszystkie łuki i parkowania. Miał to opanowane świetnie. Potem wyjechaliśmy na miasto. Poleciłam mu wykonanie kilku manewrów, lewoskrętów, zawracań. Wszystko wykonywał perfekcyjnie. – Panie Karolu, niech mi pan opowie, na czym oblał pan ostatni egzamin? – spytałam go wreszcie, bo nie potrafiłam sobie wyobrazić, że mógłby mieć z czymkolwiek jakieś problemy. Lekko się zarumienił. – Próbowałem wjechać pod prąd w ulicę jednokierunkową – odpowiedział cichutko. Spojrzałam na niego zaskoczona. Nie wyglądał na człowieka, który popełnia tak śmieszny błąd. Raczej posądzałabym o złośliwość egzaminatora. Widać się myliłam i przeceniałam umiejętności pana Karola. Z drugiej strony, kiedy siedziałam obok niego, jazda wychodziła mu znakomicie. „Może stres go zżera?” – przemknęło mi przez myśl. Właśnie kończyła się druga godzina wspólnej jazdy. – Ja mam już koniec na dzisiaj – powiedziałam. – Gdzie pana podrzucić? – To może da pani zaprosić się na kawę? – spytał nieśmiało. – Udzieliłaby mi pani paru dodatkowych rad przed kolejnym egzaminem. Zdaję go w przyszłym tygodniu. Nie chciałbym polec i tym razem. Zawahałam się, ale tylko przez chwilkę. Co mi tam. Bartek mnie na razie nie potrzebuje, bo na pewno spędza czas z Karoliną. I szczerze mówiąc, zmarzłam podczas dzisiejszej jazdy. Ogrzewanie w samochodzie zaczyna szwankować. Pan Karol wybrał przytulną kawiarenkę Nie było w niej wielu ludzi, ale za to wspaniała atmosfera. I cudowna kawa. Rozmowa szybko zeszła z tematu prawa jazdy na zupełnie inne. Pan Karol tak interesująco opowiadał o swoich pasjach, historii i świecie, że słuchałam go jak zahipnotyzowana. Dawno nikt mnie tak nie zainteresował swoją osobą. Później rozmowa zeszła na tematy bardziej osobiste. Dowiedziałam się, że podczas studiów pan Karol był zaręczony ze śliczną studentką, ale na dwa tygodnie przed zaplanowanym ślubem odwołała go bez słowa. Od tamtej pory był sam. W rewanżu zdecydowałam się opowiedzieć mu moją historię. Słuchał z wielką uwagą, a gdy skończyłam, on przez dłuższą chwilę milczał, jakby zastanawiał się nad czymś. – Zawsze wiedziałem, że w jakiś sposób jesteśmy podobni – smutno stwierdził. Po paru dniach ponownie spotkaliśmy się na wspólnej jeździe. Do egzaminu pana Karola zostały dwa dni. Jeździł świetnie, nie robił rażących błędów. Byłam przekonana, że tym razem powinno mu się udać. Po wyjeżdżonych godzinach znowu zaprosił mnie na kawę. Brązowym napojem uczciliśmy bruderszaft. A potem... znowu nie mogliśmy się nagadać. Okazało się, że łączy nas tyle wspólnego, począwszy od zainteresowań, na przeszłości skończywszy. Kiedy odwoziłam Karola do domu, zaproponowałam swoje wsparcie podczas egzaminu. Zgodził się z nieukrywaną radością. Dwa dni później stanęliśmy oboje na placu manewrowym. Patrzyłam, jak Karol wsiada do samochodu z egzaminatorem i wyrusza w miasto. Przez czterdzieści minut trzymałam kurczowo zaciśnięte kciuki, aby tylko mu się udało. Wreszcie go zobaczyłam. Po jego minie można było bez trudu odgadnąć, że tym razem odniósł sukces. Pogratulowałam mu z całego serca. – Czy mimo zdanego egzaminu będę mógł cię nadal spotykać? – zapytał mocno ściszonym głosem, niepewnie, jakby obawiał się odmowy. Spojrzałam zaskoczona, ale po chwili rozjaśnił mi się umysł. Teraz nabrałam pewności – tych pięć oblanych egzaminów to wcale nie był przypadek... – Wariat! – powiedziałam z czułością. Dzisiaj mijają dwa lata, jak zostałam żoną Karola. A na samo wspomnienie jego dawnych podchodów pojawia się uśmiech... Czytaj także:„Upojne noce z żoną szefa otworzyły mi drzwi do kariery. Nie sądziłem, że to również one zniszczą mi życie”„Matka mnie wydziedziczyła, bo miałam dziecko z żonatym. Mój brat zataił, że na łożu śmierci spisała nowy testament”„Wody odeszły mi przy pierwszym tańcu. Rodząc, myślałam o tym, że zniszczyłam własne wesele i nigdy nie rzucę welonem”
Rubeus Hagrid (ur. 6 grudnia 1928 r.) — półolbrzym; syn pana Hagrida i Frydwulfy, gajowy oraz strażnik kluczy w Szkole Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie. W młodości niesłusznie oskarżony o otwarcie Komnaty Tajemnic, został wyrzucony z Hogwartu. Dzięki dobroci Albusa Dumbledore'a, Hagrid zamieszkał w chatce na skraju lasu i został gajowym. Rubeus od zawsze był wiernym Spacer po parku i wyjście do kina - tak Marcin Hakiel spędził weekend z córką i tajemniczą dziewczynką. Czy to dziecko jego nowej partnerki? Tancerz przerwał milczenie. Zamieszanie wokół Marcina Hakiela pojawiło się po głośnym rozstaniu z Katarzyną Cichopek. Choć para ustaliła, że zakończy swoje małżeństwo w dyskrecji, nie dzieląc się szczegółami z mediami, instruktor tańca na Instagramie oraz w trakcie wywiadu dla programu "Miasto kobiet" dał jasno do zrozumienia, że został porzucony przez prezenterkę "Pytania na śniadanie". Później nie ukrywał, że otrzymuje sporo propozycji randek. Ostatnio do prasy trafiły informacje, jakoby tancerz znalazł nową partnerkę. Od momentu rozstania z Katarzyną Cichopek Marcin Hakiel stał się bardziej aktywny w mediach społecznościowych. Niedawno instruktor tańca pokazał, jak spędził weekend. Podczas spaceru i wyjścia do kina towarzyszyła mu nie tylko córka. Fani zaczęli wypytywać, czy zabrał ze sobą dziecko nowej partnerki. Tancerz rozwiał wątpliwości. Marcin Hakiel zajmuje się córką nowej wybranki? Były partner Katarzyny Cichopek uciął spekulacje Ostatnio dowiedzieliśmy się, że Marcin Hakiel ma nową partnerkę. Choć początkowo tancerz wydawał się mocno rozgoryczony rozpadem swojego małżeństwa, najwyraźniej rozpoczął już nowy etap w życiu. Fani zauważyli, że niedawno świetnie się bawił nie tylko w towarzystwie córki, ale również pewnej dziewczynki. Internauci od razu zaczęli podejrzewać, że koleżanka Helenki to dziecko tajemniczej wybranki instruktora tańca. Zobacz także: Katarzyna Cichopek w białej kreacji na weselu bliskich Instagram @marcinhakiel - A kto stoi obok pana córki, Helenki? Czyżby córka pana nowej partnerki? - pytali fani. Marcin Hakiel najpierw wybrał się z dziewczynkami na spacer po parku. Później wszyscy zabrali się za wspólne gotowanie. Po małych kuchennych rewolucjach mąż Katarzyny Cichopek poszedł z dziećmi do kina. Instruktor tańca nie unikał też odpowiedzi na pytania internautów. Czy rzeczywiście towarzyszyła mu córka nowej partnerki? Instagram @marcinhakiel - Przyjaciółka Helenki, pozdrawiam - napisał na Instagramie. Warto zauważyć, że gwiazdor jednak nie zaprzeczył spekulacjom. W mediach coraz głośniej jest o jego związku. Także Katarzyna Cichopek zareagowała na nową partnerkę Marcina Hakiela. Postawa prezenterki "Pytania na śniadanie" mogła zaskoczyć nie tylko fanów, ale również jego samego. Instagram @marcinhakiel Zobacz także: Katarzyna Cichopek zaskoczyła informacją na temat "You Can Dance". Tak szybko!? Tymczasem gwiazdy nadal pozostają małżeństwem. Niedawno dowiedzieliśmy się, że Katarzyna Cichopek i Marcin Hakiel nie spotkają się w sądzie. Myślicie, że pożegnali się z żalem do siebie i skupili się na przyszłości?

Nie udało mu się także stworzyć szczęśliwej rodziny z Joanną Szczepkowską, którą poprowadził do ołtarza w 1980 roku i z którą doczekał się dwóch córek - Hanny i Marii. Bardzo przeżył również rozstanie z młodszą o ćwierć wieku Anną Sobecką, która zostawiła go po kilku latach wspólnego życia i wyjechała z Polski

Policjanci z Komendy Powiatowej Policji w Zawierciu podczas służby zauważyli, że po DK78 w Porębie porusza się samochód marki BMW, który miał być niedawno skradziony z sąsiedniego województwa. Ruszyli w pościg za kierującym. Okazał się nim 40 latek pod wpływem alkoholu i bez odpowiednich z Zawiercia odzyskali skradzione BMWNiedawno na terenie powiatu włoszczowskiego skradziono samochód marki BMW. Patrolując teren w Porębie, we wtorek, 19 lipca, policjanci z Zawiercia zauważyli poszukiwane BMW, którym poruszał się mężczyzna. Dawali mu sygnały, by się zatrzymał, ten jednak wybrał ucieczkę przed policją. Udało się go zatrzymać i okazało się, że skradziony samochód to nie jedyne jego wykroczenie.. - Wczoraj zawierciańscy policjanci otrzymali informację, że na terenie powiatu ma poruszać się skradziony samochód. Kradzież pojazdu została zgłoszona w powiecie włoszczowskim. Patrolując drogę krajową numer 78 w Porębie, zauważyli poszukiwane bmw. Pomimo dawanych sygnałów, mężczyzna nie zatrzymał się. Ruszyli więc za nim w pościg. Gdy w pewnym momencie kierowca podjął pieszą ucieczkę, chwilę później został zatrzymany przez policjanta z zawierciańskiej drogówki, a także przez włoszczowskich kryminalnych. Pojazd został odzyskany. Jak się okazało, kradzież auta i niezatrzymanie się do policyjnej kontroli, to nie jedyne przewinienia 40-latka. Badanie stanu trzeźwości wykazało ponad 1 promil alkoholu w organizmie mieszkańca województwa śląskiego. Dodatkowo mężczyzna nie powinien wsiadać za kierownicę, gdyż posiadał sądowy zakaz prowadzenia pojazdów - informuje Komenda Powiatowa Policji w ofertyMateriały promocyjne partnera Aby to się udało, potrzeba zaangażowania na kilku płaszczyznach. Przywitanie nowego pracownika to nie tylko odpowiedzialność i przywilej działu HR. To zdecydowanie gra zespołowa, w której ważną rolę odgrywa bezpośredni przełożony, buddy, a także członkowie zespołu, którzy od samego początku mogą być również zaangażowani

fot. Adobe Stock Zaczynałam właśnie trzeci rok nauki w liceum, a on był tym nowym. Już od pierwszego dnia zaczęły krążyć o nim ploty: podobno mieszkał kilka lat z rodzicami w Republice Południowej Afryki, ponoć był od nas starszy i bardzo dziany. Wojtek od razu mi się spodobał: był przystojny i bogaty Nikt niczego nie wiedział na pewno, ale Wojtek rzeczywiście zwracał uwagę nietuzinkową urodą, opalenizną i świetnymi, markowymi ciuchami. Znał również angielski i francuski. Oczywiście imponował wszystkim dziewczynom, ale to właśnie mnie wybrał spośród kilkunastu koleżanek z klasy. – Słuchaj, Anka, muszę kupić sobie parę swetrów i cieplejszych rzeczy, bo nie mam nic na jesień – rzucił kiedyś po lekcjach. – Może zechciałabyś połazić ze mną po sklepach, coś mi doradzić... A potem zapraszam cię do McDonalda. Mało nie umarłam z wrażenia! „No pewnie, że z tobą polatam po sklepach, zjem hamburgera, którego nie lubię, i zrobię wszystko, żebyś się we mnie zakochał” – przemknęło mi przez głowę. – Jasne, idziemy! – powiedziałam na głos. Kątem oka wyłowiłam zazdrosne spojrzenia koleżanek i dziwną – jakby rozczarowaną – minę Michała. Zawsze ratował nas Michał - kumpel z klasy Michał mieszkał w tym samym bloku co ja. Choć nie był specjalnie przystojny, dziewczyny go lubiły. Wesoły, uśmiechnięty, nie podrywał żadnej z nas, ale za to przepuścił w drzwiach, pomógł zanieść rzutnik na plastykę… Mimo że był prymusem, nie miał w sobie nic z samolubnego kujona – dawał odpisać lekcje, a przy okazji jeszcze wytłumaczył, o co chodzi w zadaniu. Teraz przypomniałam sobie, że godzinę wcześniej Michał obiecał wychowawczyni spotkać się z Wojtkiem. Miał go podciągnąć trochę z polaka. Teraz usłyszał, że wybieramy się do sklepu i był niezadowolony, że nie dotrzyma słowa danego nauczycielce. Ja nie miałam z tym żadnego problemu. Z zapałem oddałam się flirtowaniu z Wojtkiem. Zakupy się udały, powiódł się też mój plan. Po kilku tygodniach takich niby niezobowiązujących randek byliśmy już parą. Razem uczyliśmy się i wspólnie wagarowaliśmy. Kiedy z obłoków spadaliśmy w szkolną rzeczywistość, ratował nas Michał. – Tu macie konspekt z historii. Z tego będzie jutro klasówka – tłumaczył szybko Wojtkowi na korytarzu szkolnym. – A te ćwiczenia trzeba zrobić na piątek, bo Grucha sprawdza zeszyty. Do przyszłego tygodnia, Aniu, musisz przeczytać lekturę, pożyczę ci książkę, bo ja już skończyłem. Cały Michał! Nie tylko troskliwy, ale jak zawsze perfekcyjny. Trochę mnie to nawet śmieszyło, lecz byłam mu wdzięczna. Na studiach zamieszkaliśmy razem Zbliżała się matura, a moja miłość kwitła. Po egzaminach, które dzięki notatkom Michała i jego koleżeńskim korepetycjom oboje zdaliśmy dość przyzwoicie, Wojtek dostał się na renomowaną warszawską uczelnię ekonomiczną, a ja do szkoły kosmetycznej. Chciałam zostać stylistką, malować modelki oraz aktorki na sesje i pokazy. Po trzech latach zrobiłam licencjat i zaczęłam szukać pracy. Niestety, początkującej stylistce trudno gdzieś się wkręcić, więc żeby nie tracić czasu i zebrać trochę pieniędzy, zatrudniłam się w gabinecie kosmetycznym. Wojtek ciągle studiował. Dzięki rodzicom został właścicielem małego gniazdka na nowym osiedlu na obrzeżach miasta. Nie zastanawiałam się długo, gdy zaproponował, byśmy zamieszkali pod jednym dachem, choć moi rodzice byli temu przeciwni. Chcieli, abym poczekała z przeprowadzką, aż Wojtek mi się oświadczy. Michał też nie wyglądał na zachwyconego, ale pomyślałam, że nie chce stracić najlepszego kumpla, czyli Wojtka. Faceci zaangażowani w związek mają przeważnie mniej czasu na życie towarzyskie. Wspólne mieszkanie różniło się od moich wyobrażeń. Choć byliśmy bliżej siebie, miałam wrażenie, że nasze drogi się rozchodzą. Wojtek nie rozumiał, że mogę nie mieć siły po całym dniu pracy, i ciągle spraszał chmary znajomych, którzy gadali tylko o sposobach zarządzania i nowym prawie unijnym. Najgorzej było, gdy zaczynała się sesja. Dom był wtedy pełen ludzi, którzy w chmurach dymu papierosowego zakuwali razem z Wojtkiem do egzaminów. Ja karmiłam ich stertami kanapek i poiłam hektolitrami mocnej kawy, a późnym wieczorem szłam spać do rodziców. Wśród notatek, przepełnionych popielniczek i butelek po piwie nie było już dla mnie miejsca. Ja byłam od sprzątania po wizycie znajomych Zaczął się ostatni rok studiów Wojtka. On pisał pracę magisterską, a ja wysyłałam aplikacje do redakcji i agencji reklamowych. Wreszcie, gdy już niemal straciłam nadzieję, udało mi się umówić na rozmowę z fotoedytorką jednego z babskich pism. – Właśnie szukamy stylistki do sesji zdjęciowych. – usłyszałam. – Zanim jednak podejmiemy decyzję, chcielibyśmy zobaczyć pani prace. Podrzuci nam pani teczkę ze zdjęciami? Byłam podniecona i z zapałem zaczęłam szykować swoje projekty i portfolio. – Wojtek, możesz w weekend nie zapraszać nikogo? – poprosiłam. – Będę potrzebowała stołu. Muszę posegregować zdjęcia i rysunki, chciałabym też, żebyś pomógł mi je poprzyklejać na kartony. Będzie szybciej. – Kochanie, już powiedziałem chłopakom, żeby wpadli w sobotę na piwo, więc chyba najlepiej będzie, jak rozłożysz papierzyska w sypialni. Za to chętnie pomogę ci w niedzielę! – znalazł rozwiązanie mój mężczyzna. Nie pomógł, niestety! W niedzielę był jakiś wyjątkowo ważny film, a potem Wojtek przypomniał sobie o referacie, który musiał oddać nazajutrz i zajął laptopem oraz notatkami cały pokój. Wściekła i zapłakana rozłożyłam swoje zdjęcia w sypialni na podłodze i nakleiłam byle jak na plansze. Rano zaniosłam je do redakcji. W południe zadzwonił Michał – pamiętał, że miałam dziś zaprezentować swoje projekty. Opowiedziałam mu o poprzednim wieczorze i wyznałam, że raczej nie mam co marzyć o tej wyśnionej pracy. Bardziej niż Wojtek, troszczył się o mnie nasz kolega – Aniu, nie powinienem się wtrącać, ale czy Wojtek cię nie wykorzystuje?– nie wytrzymał Michał. – Wszystko kręci się wokół niego. Ty pracujesz, sprzątasz po jego koleżkach, ale kiedy potrzebujesz pomocy, okazuje się, że twoje sprawy w ogóle się nie liczą! Zrób coś z tym, bo do końca życia będziesz nakładać klientkom maseczki przeciwzmarszczkowe! – To nie jest tak, jak myślisz – tłumaczyłam mu. – Wojtek przygotowuje się do dyplomu, żyje w stresie. Teraz to jest najważniejsze. Ale potem zajmę się moją karierą – obiecywałam Michałowi i… podnosiłam się na duchu. Kilka dni potem to ja zadzwoniłam do Michała. – Tobie pierwszemu chciałam powiedzieć: dostałam tę robotę! – wrzeszczałam do słuchawki. – Na razie na umowę o dzieło. Będę przygotowywać sesje i malować modelki. Misiek, jestem taka szczęśliwa! – Cudownie Aniu! Widzisz, jaka jesteś dzielna! – chwalił mnie mój wyraźnie uradowany przyjaciel. Dostałam wymarzoną pracę Wojtek się nie ucieszył. Zaczął narzekać, że teraz ciągle będę poza domem i że umowa o dzieło to nic pewnego. A w ogóle, to co to za środowisko? Wszystkie modelki są popaprane. Zrobiło mi się przykro. Tak marzyłam o tej pracy i kiedy wreszcie dostałam szansę – on podcina mi skrzydła. Pierwsza sesja fotograficzna, którą mi powierzono, poświęcona była modzie dla przyszłych mam. Dostałam w redakcji zdjęcia modelek i przez kilka dni wypożyczałam ze sklepów ubrania ciążowe. Kompletowałam dodatki, dobierałam buty... Wreszcie obmyśliłam delikatny makijaż. Ku mojej wielkiej radości propozycje te zostały zaakceptowane! Ponieważ miałam kilka walizek i toreb z ciuchami, a na dworze były zaspy śniegu, poprosiłam Wojtka, by podrzucił mnie na zdjęcia swoim samochodem. – Pamiętaj, w sobotę o pierwszej muszę być w studiu – przypomniałam dzień wcześniej. – Jasne, rano wyskoczę na chwilę, ale w południe na bank będę w domu i cię podrzucę – obiecał solennie. Nadszedł dzień mojego wielkiego debiutu. Z tremy aż rozbolał mnie brzuch. Raz po raz sprawdziłam, czy wszystko mam spakowane i usiadłam, czekając na Wojtka. Minęła jedenasta, potem dwunasta, a jego nie było. O wpół do pierwszej zadzwoniłam do niego na komórkę. – Gdzie ty jesteś, cholera!? Przecież miałeś mnie zawieźć do studia! – wrzasnęłam. – Anka, jesteśmy z chłopakami na mieście – wyjaśnił. – Proszę, weź taryfę i nie histeryzuj. Rzuciłam słuchawkę i rozpłakałam się z bezsilności. To najważniejszy dzień w moim życiu. Wiedział przecież o tym. Dlaczego mi to robi?! Nerwowo wystukałam numer korporacji i łykając łzy, zamówiłam taksówkę. – Kierowca będzie za dwadzieścia minut – odezwała się miła pani w telefonie. – Nie da się szybciej? – spytałam z nadzieją w głosie. – Nie sądzę. Sypie śnieg, wszędzie są korki. Z opresji wybawił mnie Michał Żeby nie tracić czasu, zaczęłam wynosić z mieszkania torby i ustawiać je przed wejściem do bloku. Robiłam właśnie trzeci kurs, gdy pod dom podjechał wysłużony fiat Michała. – Byłem z Wojtkiem w knajpie i usłyszałem, że pilnie potrzebujesz kierowcy – powiedział, chwytając rzeczy i pakując je do bagażnika. – Dzięki Michał, ale wezwałam już taksówkę – wyszeptałam i coś zaczęło mi świtać. – To ją odwołaj – rzucił. Jaki problem? Wyjęłam z kieszeni komórkę. Gdy skończyłam rozmowę, nagle mnie olśniło. – Jak to jest, że zawsze mogę na ciebie liczyć, a na Wojtka nigdy? – zapytałam Michała łamiącym się głosem. – Może dlatego, że mnie na tobie zależy… – ...a jemu nie – dokończyłam. Dziwne, bo nie czułam wcale smutku. – Przepraszam, że do tej pory, tego nie zauważyłam. – Lepiej późno niż nigdy – westchnął Michał z ulgą i szybko mnie pocałował. – Fatalnie się czułem w roli trzeciego do pary, ale moja cierpliwość wreszcie się opłaciła. Śnieg przestał padać. Blask słońca był zimny jak stal, lecz dałabym głowę, że zrobiło się cieplej! Czytaj więcej prawdziwych historii:„Chciałam zostawić córeczkę w oknie życia. Owinęłam ją w koc, zaniosłam, położyłam... i wtedy ona zaczęła głośno płaka攄Przez niego straciłam wszystkie swoje oszczędności. Uwierzyłam, że się ze mną ożeni i to uśpiło moją czujność”„Ożeniłem się z nią tylko dlatego, że była w ciąży. Bardziej niż nasz syn, obchodziły ją koleżanki. Wytrzymałem 2 lata”

Nam udało się jakoś "wstrzelić" w branżę turystyczno-gastronomiczną i przyznam, że to nam dobrze wychodziło. Śledziliśmy dokładnie rynek nieruchomości, mieliśmy też zaprzyjaźnionych urzędników, którzy często dawali nam znać o atrakcyjnych lokalach, które miały być do sprzedaży.
Bohater, idol, prawdziwa gwiazda. Wydawałoby się, że nikt nie jest w stanie dobić do skali popularności gwiazd K-popu w Korei Południowej, ale nic bardziej mylnego. Heung-Min Son nie ma sobie równych w swojej ojczyźnie, a rzeczeni muzycy co najwyżej przychodzą do niego po autograf. Tottenham zarabia na tym krocie – sława koreańskiego napastnika niesie za sobą dodatkowe 12 milionów kibiców. Dlaczego właściwie to wszystko tak wygląda?Niedziela, 10 lipca 2022 roku. Ten dzień przejdzie do historii lotniska Inczon, największego tego typu obiektu w całej Korei Południowej. Rocznie obsługuje ponad 70 milionów pasażerów, ale takiego oblężenia jeszcze nigdy nie przeżyło. Ogromna grupa ludzi z aparatami, podobna liczba ochroniarzy i policjantów, wszyscy zgromadzeni wokół jednego treści Ważniejszy niż K-pop Lepszy niż Harry Kane "Normalny", ale bohater Chwilo trwajWażniejszy niż K-popTen stoi uśmiechnięty, niemal nieruchomo, na sobie ma białą koszulkę znanej marki odzieżowej z napisem „Spurs” na samym środku, a przed sobą trzyma malutki baner z napisem „Witamy w Seulu”. To Heung-Min Son, najlepszy piłkarz w historii Korei Południowej, a być może nawet całej Azji. Czeka właśnie na swoich kolegów z drużyny z angielskiego Tottenhamu jest niesamowity. Kiedy podejdzie się bliżej, można zauważyć, że spora część zgromadzonych osób ma na sobie śnieżnobiałe koszulki z „siódemką” i nazwiskiem Son na plecach. Każdy z nich przyszedł tam z miłości do swojego idola. Tylko po to, żeby zrobić mu zdjęcie i popatrzeć na niego z odległości kilkunastu metrów. Jeżeli komuś naprawdę się poszczęści, może nawet uda się zdobyć jego Tottenham fans waiting for their team at Incheon Airport. [@Sungmo_Lee] The Spurs Express (@TheSpursExpress) July 10, 2022 Son bije rekordy popularności w swoim kraju i jest zdecydowanie jego największym bohaterem. Korea nigdy nie wychowała piłkarza tego formatu. Takiego, który spokojnie może zostać wymieniony w gronie najlepszych piłkarzy na świecie. Dla młodych ludzi jest ucieleśnieniem najskrytszych marzeń, symbolem sukcesu. Pod względem rozpoznawalności i uwielbienia znacznie przewyższa nawet największe gwiazdy K-popu, czyli niezwykle popularnego obecnie gatunku muzycznego, wywodzącego się właśnie z Korei są sceny z jednego z seulskich hoteli, w którym zatrzymali się piłkarze Tottenhamu podczas ich koreańskiego tournée. Pewnego dnia pojawili się w nim właśnie członkowie chyba najbardziej znanego na całym świecie zespołu K-popowego, czyli BTS i… zbierali autografy od zawodników Kogutów. W centrum zainteresowania pozostawał jednak Heung-Min Son, który dobrze się zna z będzie misji ratunkowej. Rooney ucieka do MLSLepszy niż Harry KaneFenomen napastnika Tottenhamu ma kilka wymiarów. Ten sportowy zyskał jeszcze ostatnio na znaczeniu, ponieważ Sonowi udało się dokonać, czegoś, co do niedawna wydawało się niemożliwe. Koreańczyk został najlepszym strzelcem Premier League. Podzielił się tym tytułem z Mohamedem Salahem, ale dla fanów nie miało to żadnego znaczenia. Ci są zresztą przekonani, że to ich idol bardziej zasłużył na angielski Złoty But, ponieważ żadna z jego 23 bramek nie została zdobyta z rzutu karnego. W przeciwieństwie do Egipcjanina, u którego aż pięć trafień padło z 11 jest jak wino – im starszy, tym lepszy. Ma to swoje potwierdzenie w statystykach, które z sezonu na sezon wyglądają coraz lepiej. Tylko w pierwszym sezonie w Tottenhamie nie udało mu się przebić bariery 10 trafień. Oto jego liczby:15/16 – 4 bramki, 1 asysta16/17 – 14 bramek, 6 asyst17/18 – 12 bramek, 6 asyst18/19 – 12 bramek, 6 asyst19/20 – 11 bramek, 10 asyst20/21 – 17 bramek, 10 asyst21/22 – 23 bramki, 7 asystJego fantastyczna postawa sprawia, że drużyna nie odczuwa w ogóle słabszej postawy Harry’ego Kane’a. Dotychczas to Anglik był niekwestionowanym liderem i największą gwiazdą Kogutów, ale w minionym sezonie to się zmieniło. Najpierw 28-latek próbował bezskutecznie wymusić na władzach klubu pozwolenie na transfer do Manchesteru City, a później długo szukał wysokiej to kolejna rzecz, która wyróżnia Sona. Wydaje się, że gdyby chciał, spokojnie mógłby zmienić klub na jakiś z jeszcze wyższej półki. On woli jednak pisać dalej swoją wspaniałą historię w Tottenhamie. W przyszłym sezonie na pewno znów włączy się do walki o tytuł króla strzelców, ale przede wszystkim wejdzie do elitarnego grona zawodników, którzy mają na swoim koncie 100 bramek w Premier League. Brakuje mu do tego tylko siedmiu trafień, więc wydaje się, że to tylko formalność. Na dodatek Koguty wracają do Ligi Mistrzów, więc znów będzie miał szansę pokazać się na europejskich star 🇰🇷🌟 @Sonny7 The Spurs Web (@thespursweb) July 13, 2022 Son jest oczywiście także największą gwiazdą, liderem i kapitanem reprezentacji Korei Południowej. Niezapomniane są sceny, kiedy 30-latek pomógł drużynie narodowej w sięgnięciu po złoty medal igrzysk azjatyckich, co pozwoliło mu też uniknąć obowiązkowej służby wojskowej. Ma już więc na swoim koncie sukces z kadrą, ale marzy mu się dobry występ na mundialu. Chyba nie będzie na to lepszego momentu, niż teraz, kiedy jest być może w najlepszej formie od początku kariery. Turniej w Katarze będzie dla niego celem, ale wątpliwe, aby jego zespół zdołał osiągnąć większy przypadek Jacka Wilshere’a„Normalny”, ale bohaterTo nie ma jednak większego znaczenia. Dla Koreańczyków i tak jest już bohaterem. Wszyscy chcieliby być tacy, jak on. I ma tutaj mowy o graniu w piłkę, a o byciu dobrym człowiekiem. Son to osoba ciągle uśmiechnięta i pozytywnie nastawiona do zżycia, pracowita, pomocna. Na każdym kroku pokazuje przede wszystkim tę swoją „normalną” twarz. Nie ma w nim nic z wielkiej mieście, w którym się urodził, wybudował wielką akademię piłkarską, której jest większościowym udziałowcem. Trenerami są tam jego ojciec i brat, a on sam przeznaczył na ten cel 11 milionów funtów. Oprócz tego jest na przykład ambasadorem dobrej woli Światowego Programu Żywnościowego. Po tym, jak przywitał swoich kolegów na lotnisku w Seulu, przez pół godziny stał i rozdawał autografy zgromadzonym kibicom. I takie sceny się powtarzają na każdym kroku. Podobnie było przed hotelem, czy też po meczach. Son nie potrafi odmówić nazwisko w Korei pojawia się na każdym kroku. Koszulki z jego nazwiskiem są wszędzie, podobnie jak billboardy z reklamowanymi przez niego produktami, a nawet specjalne murale na budynkach. W telewizji są specjalne programy, które pokazują tylko jego najlepsze akcje z Tottenhamu. Kanały informacyjne śledzą każdy jego krok podczas pobytu w kraju. Podczas transmisji meczów Kogutów w koreańskiej telewizji nad wynikiem pojawia się jego twarz, która znika, kiedy ten opuści boisko.#thfc new @Sonny7 mural in South Korea 🇰🇷 🤍 Hotspur Lane (@HotspurLane) July 12, 2022 Dzięki Sonowi piłka nożna w Korei przebiła pod względem popularności baseball. Zyskuje na tym cała Premier League, ale przede wszystkim Tottenham. Dla klubu jest to prawdziwa żyła złota i nie ma się co dziwić, że to właśnie tam drużyna Antonio Conte pojechała na obóz przygotowawczy. Korea Południowa jest obecnie drugim po Wielkiej Brytanii największym rynkiem e-commerce dla Kogutów. Koszulki Sona są tymi, które sprzedają się zdecydowanie najlepiej. Bilety na mecze towarzyskie podczas tournee z gwiazdami K-League i Sevillą wyprzedały się w ciągu 20 minut. Absolutne leci z nami pilot? Leeds United w szale transferowymChwilo trwajWładze Tottenhamu muszą wykorzystywać ten moment, ponieważ od kilku lat na całym świecie widać trend przywiązywania się do nazwisk, a nie do klubów. Szczególnie widać to właśnie na przykładzie fanów z Azji. Niemal pewne jest, że znaczna większość kibiców z Korei, wspierających dzisiaj Tottenham zmieniłaby preferencje w przypadku transferu Sona. A w tej chwili Koguty mogą liczyć na wsparcie aż 12 milionów Koreańczyków! Tak przynajmniej wynika z badań zleconych przez azjatycką firmę AIA, głównego sponsora na to wszystko, nie ma się co dziwić, że w przeszłości europejskim klubom zdarzało się ściągać zawodników z Azji głównie po to, żeby spróbować podbić te rynki. Idealnym przykładem takiego ruchu może być dobrze znany polskim kibicom Dong Fangzhuo, który w 2007 roku trafił do Manchesteru United, a już trzy lata później wylądował w Legii Koreańczyków do Sona wydaje się być bezgraniczna. W Europie takie szaleństwo jest niewyobrażalne. Widać tutaj te różnice kulturowe. Dla nas takie zachowania wydają się nienormalne, choć w naszym kraju też wielkich piłkarzy nie było zbyt wielu. W Polsce memem stają się paski z informacją, że kadrowicze zjedli śniadanie. W innych miejscach są to niemal najważniejsze też dokładnie 3 lata od momentu, kiedy piłkarze zjedli śniadanie. #euro2012 Mateusz Sokołowski (@mateosokolowski) June 8, 2015 Czytaj więcej o Premier League:Sterling, Koulibaly, a to nie koniec. Chelsea zbroi się przed nadchodzącym sezonem„Rzeźnik z Amsterdamu” w Manchesterze. Kim jest Lisandro Martinez?Arnold, Maguire, Ronaldo. Trudne początki ten HagaFot. Newspix
Udało mu się podsłuchać rozmowę z profesorem Quirrellem, z której wynikało, że Quirrell miał na polecenie Snape'a wymyślić sposób na ominięcie Puszka, ale cały czas zwlekał. Natychmiast podzielił się tymi informacjami z Ronem i Hermioną; razem doszli do wniosku, że Quirrell nie da rady oprzeć się groźbom profesora Snape'a.

Poszukiwacze wyciągają ze zbiorników wodnych, przy pomocy magnesów neodymowych, wiele metalowych przedmiotów. Często są to zwyczajne śmieci lub złom, ale tym najwytrwalszym trafiają się czasem prawdziwe perełki. Adrian Baker jest jedną z osób, która pasjonuje się szukaniem takich właśnie „skarbów”. Mieszkający w Anglii poszukiwacz wybrał się kilka dni temu ze swoją córką nad wodę. Nie spodziewał się wtedy, że uda mu się wyłowić sejf wraz z zawartością. Jak się później okazało, pochodził on z włamania. W środku znajdowały się zegarki, kobieca biżuteria w tym perły, bardzo zjawiskowa brosza, oraz wiele innych drobiazgów. Można powiedzieć, że udało im się odnaleźć „mały skarb”. Znajdowały się tam również karty bankomatowe, dzięki którym bez większych problemów udało się odnaleźć właścicielkę – ofiarę kradzieży. Kobieta przyznała że jakiś czas temu jej dom został okradziony i nie kryła swojej radości z powodu odzyskania tych kilku drobnych pamiątek.

.
  • 22t17hfc89.pages.dev/227
  • 22t17hfc89.pages.dev/157
  • 22t17hfc89.pages.dev/272
  • 22t17hfc89.pages.dev/174
  • 22t17hfc89.pages.dev/91
  • 22t17hfc89.pages.dev/147
  • 22t17hfc89.pages.dev/348
  • 22t17hfc89.pages.dev/89
  • 22t17hfc89.pages.dev/297
  • dobrze wybrał dzień i mu się udało